Dzisiaj skończyłem lekturę książki „Niskobudżetowy startup. Zyskowny biznes i życie bez frustracji” Chrisa Guillebeau. Książka zaciekawiła mnie dlatego, bo wcześniej czytałem jego The Art of Non-Conformity i chciałem się dowiedzieć, co takiego chce przekazać w „Niskobudżetowym startupie”. Oto moja opinia na jej temat.
Niskobudżetowy startup. Zyskowny biznes i życie bez frustracji
Dla kogo jest ta książka?
Zanim napiszę dla kogo jest ta książka, oto dla kogo z pewnością ona nie jest. Nie polecam jej osobom, które czytały już jakieś bardziej rozległe biznesowe pozycje, bo nie znajdą tutaj tego typu szczegółów „na wysokim poziomie” w kontekście średniej (czy nawet małej) firmy.
Dla kogo jest tak książka? Będzie doskonałą lekturą dla osób, które pracując na etacie dojrzały do momentu, że czas coś zmienić – i nie chodzi tutaj o kolejnego pracodawcę. Poleciłbym ją osobom, które zetknęły się w swojej etatowej pracy (niekoniecznie w korporacji) ze „ścianą” np. nie mogą już awansować, bo w małej rodzinnej firmie wyżej jest tylko szef, albo miejsce zarezerwowane jest dla dzieci szefa.
Sam znam wiele takich przypadków: świetny sprzedawca nie może awansować, zaczyna więc rozwijać własny biznes, w którym też jest sprzedawcą. Ale także właścicielem – i sam decyduje o swoim życiu zawodowym i prywatnym.
Takie osoby często są doskonałym specjalistami w swojej dziedzinie i mają dość pracy „u kogoś”, ale nie wierzą we własne siły. Po lekturze tej książki zdecydowanie nabiorą motywacji. Ale dostaną też sposób jak szybko i tanio przetestować swój pomysł na biznes.
O czym jest ta książka?
Zatrzymam się chwilę przy tytule. Po słowie „startup” spodziewałem się książki o biznesie internetowym. Ale ona wcale nie jest o tym. Mimo, że w zasadzie każdy z opisywanych tam przedsiębiorców używał Sieci do promocji lub sprzedaży, to osoby te reprezentowały różne typy biznesów: freelancing, współpracę, sprzedaż (także internetową) – generalnie to wszystko, co dzisiaj można podpiąć pod mikroprzedsiębiorczość i samozatrudnienie.
Autor opisuje historie różnych osób oraz okoliczności (czasem przypadkowych) w których uruchomili swoją małą firmę. A wybierał te osoby dość pieczołowicie i to stanowi o wartości tej książki. Spośród wielu ankiet i rozmów, które przeprowadził, wybrał takie osoby i biznesy, które spełniają kilka kryteriów np. nie wymagają specjalnej wiedzy czy umiejętności albo nie zatrudniają więcej niż 5 osób i dają przyzwoite dochody.
To istotne, bo chodzi o to, aby pokazać „zwykłą” działalność, a nie mega-biznes, z kredytami, leasingami i pełną księgowością. Na marginesie, poguglowałem trochę za osobami, które autor przedstawia w książce – oraz ich biznesami. Znalazłem wiele z nich, np. firmę z materacami opisaną już na samym wstępie (ale później przytaczaną wiele razy).
Dlatego fajne jest to, że zamiast skupiać się na czymś abstrakcyjnym dla początkującego przedsiębiorcy (czy nawet małej firmy) jak otwieranie oddziałów, zatrudnianie nowych osób do kolejnych działów firmy – autor pokazuje skalę „mikro”. Czyli to, przez co nawet największa firma świata przejść musiała – kiedy właściciel jest jednocześnie szefem, kierowcą, sprzedawcą i magazynierem.
Porady? Instrukcje?
Od strony technicznej osoba poszukująca pomysłu na założenie własnej firmy znajdzie w książce kilka narzędzi, które umożliwią jej szybszą realizację planów np. błyskawiczną (i bardzo motywującą) instrukcję na temat tego jak zacząć natychmiast (dotyczy sprzedaży online, ale to dobry początek), sposób na to, jak skupić się na właściwych celach (bo niestety – jest wiele „przeszkadzaczy”, wiem to z doświadczenia :)), fajny biznesplan (zupełnie inny od tych, które można wyszukać w Sieci albo poznać w szkole) i kilka innych wskazówek (np. czego ludzie pragną najbardziej).
Ta książka nie mówi o tym jak założyć biznes z pieniędzy rodziców (albo dotacji Urzędu Pracy), ale jak można trafić na swoją pasję z której można zrobić biznes – małymi krokami i z bardzo małym budżetem.
Wady?
Tak, znalazłęm dwie wady. Oczywiście to moje subiektywne odczucie. Za dużo jest w niej historii pozytywnych. Oczekiwałbym pokazania jednego lub dwóch przypadków, które się nie powiodły – po to, żeby czytelnik mógł nauczyć się czegoś na cudzych błędach. Pewno to był świadomy wybór, aby umieścić tylko pozytywne wzorce, bo dzięki temu książka ma bardzo inspirującą wymowę.
Ponieważ pisana jest w środowisku „amerykańskim” (choć opisuje doświadczenia przedsiębiorców z różnych krajów) to trochę trąci amerykanizmami – ale nie są zbyt „dokuczliwe” w sensie rzucania się w oczy (przykładem jest tytułowy „startup” który w Polsce kojarzy się w zasadzie wyłącznie z biznesem internetowym).
Ktoś może jej zarzucić, że przykładów jest zbyt wiele i lepiej byłoby rozpisać bardziej szczegółowo tylko kilka z nich – ale wówczas książka straciłaby swój motywacyjny charakter – moim zdaniem to akurat zaleta.
Podsumowanie
Inspirująca książka – i tak należy ją traktować – jako pierwszy drogowskaz, który wyznacza drogę do celu. Inspiruje dlatego, bo pokazuje na przykładach, że pasja prowadzi do sukcesu. Sam jestem zwolennikiem takiego myślenia, bo – zwyczajnie – sam tego doświadczyłem. Książkę wydał Helion, można ją kupić na stronach Onepress (także jako ebook), tam także znajduje się fragment do pobrania.
Czytałem „Nie bój się pójść własną drogą”, czyli spolszczone „The art of non-conformity” i około jedną trzecią „100$ startup”.
Wydaje mi się, że jeśli ktoś jest „zielony” w tematach startupów i faktycznie myśl o założeniu czegoś swojego dopiero niedawno pojawiła się na jego zawodowym horyzoncie to jednak warto zacząć lekturę od tej pierwszej pozycji.
AONC da sporą dawkę pozytywnej energii każdemu, nawet jeśli opisana tam tematyka jest już znana czytelnikowi. Jakoś nie mogłem przebrnąć przez tę drugą pozycję chociaż długo czekałem aż trafi w moje ręce. Wszystkie te historie wydają się niekompletne. To tak jakby napisać książkę bazującą na historiach w stylu:
„Pan Jan założył swoją firmę po tym jak stracił pracę. Założył ją, bo przypadkiem natrafił na coś takiego [tu wstaw jakiś towar/usługę], kiedy wracał do domu. Następnego dnia zaczął to sprzedawać i po miesiącu okazało się, że już nie musi szukać nowej pracy.”
Wydaje mi się, że jeśli ktoś szuka dużej dawki „świeżego powietrza” i przy okazji rad bardziej życiowych dot. prowadzenia biznesu to zdecydowanie lepszym wyborem będzie choćby biografia Steve’a Jobsa, albo Henry’ego Forda.
I broń Boże nie hejtuję Chrisa (wręcz przeciwnie – facet zasługuje na szacunek), jego książki są niezłe, tylko po prostu można znaleźć coś lepszego.
Miłosz, dziękuję za Twoją opinię – miałem podobne odczucia dlatego zaznaczyłem, że to książka bardzo inspirująca – ale dla początkującego, osoby zamierzającej się na własny biznes (bez znaczenia jaki). Ten brak przykładów „z drugiej strony barykady” – tych, które sie nie udały (i dlaczego) też moim zdaniem byłby pomocny.
Co do „świeżego powietrza”, właśnie czytam jedną z takich książek, która potrafi „przewietrzyć” w głowie każdemu. Wktórce recenzja.
Witam,
mam przeciwne zdanie na temat tej książki. Wprawdzie przeczytałem 1/3 ale już widzę że daje ona wytyczne jak zacząć, na co zwrócić szczególną uwagę i co może nie wypalić (np. gdy zachce się nam zarabiać na hobby, którego porucz nas nikogo nie interesuje). Na początku gdy ktoś myśli o założeniu firmy bardzo potrzebne są dobre przykłady aby uwierzyć aby dać się porwać marzeniom. Na pewno trzeba wszystko dobrze przemyśleć aby nie robić coś na wariata. Jestem ciekaw czy Pan Miłosz to teoretyk czy praktyk?
Książka nie jest zła tylko po przeczytaniu odniosłam wrażenie, że jest bardziej oparta o teorię niż własne doświadczenia lub czyjeś. Moim zdaniem na samym początku powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie „Jak założyć start-up”. Do tego jak ktoś tu wspomniał na samym hobby tym bardziej jak to jest jakieś dość mało popularne może i zarobimy ale to będzie bardzo zawężony krąg odbiorców co też przełoży się na bardzo okrojone dochody
Witaj. Wygoglowałem Twoją stronę przypadkowo. Bardzo fajne kompedium wiedzy. Prowadzę działalność gosp. /czyt. samozatrudnienie/ ponad 10 lat. Całe moje doświadczenie zawodowe i działalność skupia się wokół sprzedaży. Bardzo to wszystko pozytywnie opisane jest na Twojej stronie. Dokładnie to wszystko przemyślałem i przeanalizowałem i przestrzegam wszystkich przed tego typu pomysłami. Nie ma czegoś takiego jak niskonakładowy start-up. Pieniądze w długim terminie zarabiamy tylko dzięki temu, że inni mają barierę wejścia do branży. Tą barierą jest albo duży kapitał, albo technologia lub innowacyjny pomysł chroniony patentem. W przeciwnym wypadku, inni zaraz podpatrzą i również zrobią to samo, rynek w krótkim czasie się wypełni. Regułą od wyjątku /mówię tu o niskonakładowych przedsięwzięciach/ są pomysły realizowane w sieci, może to być też sprzedawanie swojej przez lata zdobytej wiedzy, ale to też nie jest takie proste. Ludzie młodzi są coraz lepiej wykształceni i byle czego nie kupią.O ile umiejętności miękkie typu sprzedaż, zarządzanie sprzedawać jest b. trudno o tyle jak ktoś ma umiejętności typu programowanie – stworzenie odpowiedniego kursu może być łatwiejsze do sprzedawania.